Sanktuarium św. Maksymiliana

Uroczystość liturgicznego otwarcia Sanktuarium miała miejsce w niedzielę dnia 21 października 1973 roku. Otwarcia dokonał Pasterz Diecezji Chełmińskiej. Na genezę powstania i otwarcia Sanktuarium złożyły się pewne fakty i okoliczności, które upoważniły Klasztor gdyński do wzniesienia Świętemu okazałego i monumentalnego dzieła. Najważniejsze z nich to obecność św. Maksymiliana przy poświęceniu kaplicy i klasztoru w Gdyni w dniu 28 maja 1937 roku, Jego beatyfikacja, szerzący się  kult Błogosławionego wśród wiernych parafii i mieszkańców Gdyni, oraz tak zwany „Rok Maksymilianowski w Polsce”. Ks. Abp Tadeusz Gocłowski, Metropolita Gdański, w październiku 2006 roku ustanowił to miejsce Archidiecezjalnym Sanktuarium św. Maksymiliana.

Projekt Sanktuarium wykonali i pracami kierowali: p. mgr Mieczysław Kościelniak, współwięzień św. Maksymiliana oraz p. mgr inż. arch. Włodzimierz Wajnert. Metaloplastykę wykonał p. mgr Józef Fukś z pomocą p. mgra Józefa Szczepanika. Malarstwo ścienne jest dziełem plastyka p. mgra Mieczysława Kościelniaka. Prace w szlachetnym kamieniu wykonał ze swoją ekipą budowlaną p. inż. Piotr Żarnowski.

Wnętrze Sanktuarium

Do Sanktuarium św. Maksymiliana z głównej nawy kościoła przechodzi się przez drzwi zamarkowane w potężnej żelaznej kracie. Nad przejściem znajduje się wykonana w metaloplastyce inwokacja dwustronnie czytelna: „Sanktuarium św. Maksymiliana” i „Męczenniku Miłości daj siłę ducha”  oraz dwie korony osadzone na wymownym trójkącie z literą „P”. Poważne partie ścian wyłożone nieforemnym, zielonkawym, fugowanym piaskowcem przypominają obozowy bunkier. Ścienne malarstwo „al fresco” obrazuje dzieciństwo Świętego, Jego powołanie do Zakonu, studia w Rzymie (w którym to mieście zrodziło się „Rycerstwo Niepokalanej”), budowę Niepokalanowa, wydawnictwo, misyjną pracę w Japonii, kapłańskie posługiwanie i aresztowanie. Seria obrazów w owalu wieży przedstawia koszmar życia Świętego w obozie zagłady. Celem wywołania efektu grozy plastyk posłużył się czarnymi barwami i ostrymi liniami. Postacie więźniów jakieś nienaturalne, zdeformowane i pełne ekspresji przykuwają uwagę i budzą głęboką refleksję. Na każdym obrazie występuje postać Świętego. Najpiękniejszy i najbardziej rzewny jest ostatni obraz w tej serii: więźniowie niosą Świętego do krematoryjnego pieca. Scena ta wyraźnie przypomina złożenie Pana Jezusa do grobu….

Na okrągłej płaszczyźnie marmurowej kolorem i kształtem przypominającej obozowe pasiaki osadzony jest Trójkąt wykonany w brunatnym marmurze. Pośrodku Trójkąta wykonana w metaloplastyce litera „P”. Na Trójkącie spoczywa trójnóg spięty w literę „M” (Maryja). W objęciach symbolicznego Trójnogu zawieszona urna z białego marmuru z obozowym numerem Świętego Więźnia „16670”. W Urnie Prochy Męczenników Oświęcimskich i skrawek habitu Świętego. Trójnóg z urną pokrywa olbrzymia czasza wykonana z miedzi. Przypomina ona starotestamentową misę ofiarną. W czaszy płonie znicz – symbol ofiary, ale również i życia. Płomień kieruje wzrok ku zwieńczeniu kopuły, gdzie widnieje słowo: „C H R Y S T U S” – ostateczny cel życia, pracy i śmierci Świętego. Pośrodku owalnego napisu „Chrystus” umieszczono symbol pokoju – również wykonany z miedzi.

Pośmiertną chwałę św. Maksymiliana obrazuje dużych rozmiarów metaloplastyka umieszczona na frontowej ścianie chórku: Święty idzie na czele obozowiczów, dzieci, młodzieży, niewiast i mężczyzn. Ziemscy pielgrzymi niosą krzyż, który jednak nie przygniata i nie utrudnia pochodu do Boga. Krzyż jest nieodłącznym towarzyszem człowieka. Symbolizuje cierpienie, ale jest też znakiem zwycięstwa. Puste płaszczyzny ścian ożywiają metaloplastyczne herby Zakonu, dwie spięte korony i artystycznie wykonane litery „M” (Maryja). Całość wnętrza Sanktuarium tchnie głębią czytelnej treści, dostojeństwem, estetyką i monumentalnym artyzmem.

To miejsce uświęcone niegdyś obecnością św. Maksymiliana staje się za Jego wstawiennictwem źródłem łask dla ziemskiego pielgrzyma!

Świętemu Więźniowi powierzamy również z całą ufnością nasz klasztor, kościół i parafię w Gdyni oraz wszystkich nawiedzających to szczególne miejsce.

Św. Jan Paweł II o św. Maksymilianie

Św. Jan Vianney zapytany kiedyś, dlaczego taką czcią otacza świętych odpowiedział z właściwą sobie pokorą: żebym po śmierci nie czuł się wśród nich obco już teraz chcę się z nimi zaprzyjaźnić. Podobnie było w życiu św. Jana Pawła II. Jego osobisty sekretarz abp Mokrzycki wspomina, że na korytarzu papieskich apartamentów był stolik, na którym znajdowały się różne relikwiarze. „Były tam relikwie św. Stanisława, był włos św. Maksymiliana Kolbe. Były relikwie św. Brata Alberta. Jeśli dobrze pamiętam, to także siostry Faustyny. Całował je za każdym razem, kiedy obok nich przechodził. A kiedy nie mógł już chodzić i woziliśmy go na wózku, zawsze zatrzymywaliśmy się przy tym stoliku z relikwiami, żeby Ojciec Święty mógł oddać im cześć. Żeby mógł je ucałować. Otaczał je bardzo osobistym kultem”. Zaś ks. kard. Stanisław Dziwisz dodaje: „Często widziałem go przed figurą Matki Bożej Fatimskiej, albo w miejscu, gdzie stoi popiersie Maksymiliana Kolbego zawierające relikwie tegoż świętego”. Pytamy których świętych św. Jan Paweł II najbardziej czcił. Odpowiada nam na to pytanie wspomniany już kard. Dziwisz: „Byli też święci bliscy jego sercu, jak ojciec Maksymilian Kolbe, męczennik miłości”.

Św. Maksymilian Maria Kolbe, który pokazał, żeby nie żyć tylko dla siebie i że Niepokalana w takim pragnieniu dopomaga, był dla św. Jana Pawła II szczególnie bliski. Najpierw dla tego, że jako kardynał krakowski był pasterzem archidiecezji na terenie której znajdowała się Golgota naszych czasów – obóz oświęcimski. Dalej dlatego, że za jego czasów dokonała się beatyfikacja o. Maksymiliana, a kanonizacji sam dokonał ogłaszając świętym pierwszego Polaka po II wojnie światowej. A chyba najbardziej zaimponowało mu całkowite oddanie się Chrystusowi przez Niepokalaną. Kard. Karol Wojtyła bardzo często nawiedzał obóz oświęcimski i klasztor w Niepokalanowie. Uczynił to również jako papież. Odwiedził także Niepokalanów japoński i przy tej okazji powiedział: „Moim marzeniem przed 1978 r. było zwiedzić w Japonii miejsca działalności bł. Maksymiliana Kolbego”.

W swoim nauczaniu św. Jan Paweł II wiele miejsca poświęcił życiu i działalności św. Maksymiliana. jako kardynał mówił przed beatyfikacją o. Maksymiliana: „Niedawno byłem przyjęty na audiencji przez Ojca Świętego Pawła VI. Po dłuższej rozmowie zapytał mnie Ojciec Święty tak: „Co bym mógł dla Kościoła i Narodu w Polsce uczynić?” Odpowiedziałem: „Ojcze Święty, my Polacy przede wszystkim czekamy na beatyfikację lub kanonizację któregoś z naszych rodaków – kandydatów na ołtarze”. „Którzy to są?” Powiadam Papieżowi: „Jest tych kandydatów na ołtarze albo do beatyfikacji, albo też już błogosławionych – do kanonizacji – z narodu polskiego 50. Najbardziej chyba oczekuje Naród Polski na beatyfikację O. Maksymiliana Kolbego”. Papież wysłuchał moich słów, kazał je zanotować, łącznie z imionami – zresztą dobrze sobie znanymi – i powiedział: „Wiem, że Wam to jest bardzo potrzebne, że bardzo trzeba, ażeby jakiś Polak w krótkim czasie został wyniesiony na ołtarze”. A po latach wspominał jako papież: „Wspominam z głębokim wzruszeniem uroczysty dzień jego beatyfikacji, 17 października 1971 r., kiedy to razem z Ojcem Świętym Pawłem VI i Kard. Stefanem Wyszyńskim stałem przy ołtarzu Pańskim, oraz moją wizytę w dniu 26 lutego bieżącego roku w założonym przez niego Niepokalanowie w Nagasaki. Wspominając te daty, wydaje się, że wśród nas jest obecny O. Maksymilian w swojej osobie, poważny i surowy, uprzejmy i uśmiechnięty; znów słyszymy słowa pochwały, którą mu złożył Paweł VI w pamiętnej homilii podczas beatyfikacji: „Błogosławiony to znaczy zbawiony i uwielbiony, to znaczy obywatel nieba ze wszystkimi cechami obywatela ziemi; to znaczy brat i przyjaciel, jeszcze, jesteśmy pewni, nasz, owszem, teraz bardziej nasz niż kiedykolwiek…, to znaczy orędownik i obrońca w królestwie miłości; to znaczy wreszcie doskonały wzór człowieka, który możemy naśladować w swym życiu”. Z radością świadczył: „Św. Maksymilian Maria Kolbe jest synem tej ziemi, polskiej ziemi. W szczególny sposób możemy o nim myśleć jako o „naszym” świętym. Na rodził się w wielkim środowisku polskiej pracy, wstąpił do franciszkanów na polskiej ziemi, z tej ziemi wyjeżdżał na misje do Japonii, do tej ziemi powrócił w obliczu zbliżającej się drugiej wojny światowej – do swojego Niepokalanowa, na tej ziemi podzielił los tylu rodaków w ciągu straszliwych lat 1939-45. Kiedy pragnąłem ofiarować, jako metropolita krakowski, biskupom na Synodzie 1971 r. (podczas którego Paweł VI dokonał beatyfikacji O. Maksymiliana) jakąś po nim relikwię, nie mogłem dać nic innego, jak tylko grudkę polskiej ziemi z Oświęcimia, ziemi męczeńskiej. Wszystko inne strawił ogień krematorium. Jeżeli Pan Bóg w swojej opatrzności dał naszemu narodowi w tych czasach i na progu nowego tysiąclecia takiego właśnie Patrona, to po to, ażebyśmy z niego zaczerpnęli stosowne dla nas światła i stosowne dla nas siły; żebyśmy nasze życie polskie i chrześcijańskie wedle tych świateł i mocą tych sił kształtowali”.